sobota, 2 sierpnia 2014
31.Obietnica+Ból
Ross
Życie jest cholernie trudne! Jak ona mogła się tak bardzo zmienić!? Przecież była taką ciepłą osobą. Do teraz pamiętam ten dzień...
- Laura, gdzie ty mnie prowadzisz?- zapytałem znudzony, gdy brunetka ciągnęła mnie za ręnkę do jakiegoś budynku. Zatrzymałem się stanowczo.
- Nigdzie nie idę do póki nie powiesz mi gdzie jesteśmy.- rozglądałem się po okolicy. Nigdy nie byłem w tej części miasta.
- Oj, chodź!- powiedziała z uśmiechem na twarzy. Ponownie złapała moją dłoń i zaczęła ciągnąć w stronę dużego, jasno różowego budynku. Oczywiście moja siła przewyższała jej i nawet nie drgnąłem. Laura śmiała się tak ślicznie. W końcu przystanęła i podeszła do mnie.
- Proszę.- Spojrzała na mnie dużymi brązowymi oczami. - Chcę ci pokazać kawałem mojego życia, kawałek mnie.- Uśmiechnęła się lekko i chwyciła za moją dłoń. Tym razem nie zaprzeczałem. Grzecznie ruszyłem za przyjaciółką. Przeszliśmy jeszcze kilka metrów i weszliśmy do budynku. Szliśmy długim korytarzem. Laura co chwile spoglądała na mnie i obdarowywała mnie uśmiechem. Ja trochę zdezorientowany odwzajemniałem gest. W końcu doszliśmy do jakiś drzwi. Lau zapukała i zajrzała do środka.
- Dzień dobry!- powiedziała wesoło.- Przyprowadziłam pani kogoś!- rzuciła i wciągnęła mnie do gabinetu. Na krześle za ciemnym biurkiem siedziała niewielka kobieta w garsonce i okularach.
- Ross, to jest pani Maxfild, jest dyrektorką domu opieki dla dzieci chorych na nowotwory. Ten w którym się teraz zajmujemy nazywa się "Mały książę", jestem tu wolontariuszką od trzech lat.- zakończyła wypowiedź. Podałem pani dłoń i przywitaliśmy się.
- Bardzo mi miło! Laura wiele mi o tobie opowiadała! Jestem bardzo wdzięczna, że zgodziłeś się pomóc naszemu domu opieki!- powiedziała i przestała zaciskać moją dłoń. Popatrzyłem na nią zdziwioną miną.
- Ja?- zapytałem. Pani Maxfild spojrzała na mnie jak na idiote.
- Co, przecież zgodziłeś się..., zaraz, zaraz LAURA! ZNOWU!?- krzykneła. Lau spojrzała na nią niewinnym wzrokiem.
- O co chodzi?- zapytałem jak zwykle nie w temacie.
- Matta też tak oszukałam. Posłuchaj, powiedziałam, że chcesz pomagać.- powiedziała uśmiechając się. Spojrzałem już całkowicie zdezorientowany. -Proszę!-
- No dobrze!- rzuciłem. Laura przytuliła się do mnie i szepnęła mi na ucho "Dziękuję"
- No, tym razem ci się upiekło!- zażartowała. - Lećcie po koszuli i do roboty!- powiedziała i uśmiechnęła się. Oboje wyszliśmy z gabinetu. Po jakiejś minucie ciszy i drogi doszliśmy do ściany zrobionej z okien. Lau podeszła do trzeciego z prawej strony i zapukała. Po kilku sekundach okno otworzyło się.
- Dwie poproszę!- spojrzała na mnie.- Poprosimy!- poprawiła się. Zaraz dostała paczuszkę. - Dzięki Sarah!- krzyknęła i pociągnęła mnie za rękę. Po chwili zatrzymaliśmy się pod jakimiś drzwiami.
Lura podała mi paczuszkę.
- Włóż.- rozkazała. Otworzyłem i wyciągnąłem dwie koszulki. Jedną podałem jej. I wtedy Laura zaczęła się rozbierać. Ściągniętą bluzkę podała mi, abym ją przytrzymał, a przed chwilą otrzymaną koszulkę założyła na nagie ciało. - Wstydzisz się? Chcesz się gdzieś przebrać?- zapytała.
- Nie, nie!- zaprzeczyłem i szybko zdjąłem t-shirt. Ponownie się ubrałem.
- Zuch chłopak!- zażartowała, a ja spojrzałem na nią morderczym spojrzeniem. -To co? Gotowy?- zapytała i położyła dłoń na klamce. Kiwnąłem twierdząco głową. Lau westchnęła i nacisnęła klamkę. Po czym weszła do środka, ja zostałem na korytarzu. Słyszałem krzyk dzieci mówiący "Laura!". Uśmiechnąłem się i wszedłem do środka. Lau kucała, a wszystkie dzieci z pomieszczenia przytulały się do niej opowiadając jak im miną dzień. Brunetka uśmiechała się do wszystkich. Nagle jej zwrok zatrzymał się na mnie.
- Chodź.- dodała mi otuchy. Podszedłem do niej i dzieci.- Uwaga!- wstała. -To jest Ross!- krzyknęła. - Przywitajcie go!- dodał, a dzieci rzuciły się na mnie. Zaczęły mnie zagadywać i zaczepiać. Laura patrząc się na to zaczęła się głośno śmiać. W domu opieki spędziliśmy cały dzień, a pod koniec dzieci nie chciały nas wypuścić. W końcu udało nam się wydostać z sali zabaw. Oddaliśmy koszulki i rozpoczęliśmy nasz spacer do domów.
- Świetnie dogadujesz się z dziećmi!- powiedziała Laura patrząc na mnie czule. Uśmiechnąłem się.
-O co chodziło pani Maxfild mówiąc "tym razem ci się upiekło!"?- zapytałem. Laura posmutniała.
- Widzisz, jakiś czas temu zaprowadziłam do domu opieki Matta. Lecz on nie był zachwycony tym. Obraził się na mnie, że w tajemnicy go tam zaprowadziłam.- spojrzała na mnie. -Dziękuje.- powiedziała uroczo i przytuliła mnie. I tak szliśmy wtuleni w siebie.
Mineły cztery miesiące. Jak mnie to wkurza. Wstałem z łózka i podszedłem do okna. Myślałem nad wszystkim i nad niczym. Uderzyłem w ścianę krzycząc "cholera!". Nie pomogło. Chwyciłem za katanę i wyszedłem z pokoju trzyskając drzwiami. Zbiegłem po schodach zakładając katanę. Przykułem uwagę swoich rodziców. Podbiegłem do drzwi wejściowych wyszedłem z domu. Usłyszałem jeszcze krótkie "Ross?" wypowiedziane przez mamę i wyleciałem z domu. Błądziłem po mieście nie mając pomysłu co z sobą zrobić. Skręcałem w każdy napotkany zakręt. Po dziesięciu minutach marszu dotarłem do obranego celu. Od razu rozpoznałem znajomy jasno różowy budynek. Pewnym krokiem wszedłem do środka. Omijając gabinet pani Maxfild, ruszyłem do Sarah po koszulkę. Ładnie podziękowałem koleżance i skierowałem się do sali zabaw. Zapukałem i niepewnie otworzyłem drzwi. Wszystkie pary oczu były skierowane w moją stronę.
- Ross!!- usłyszałem i po chwili zostałem staranowany przez grupkę dzieci. Wszyscy zaczęli mnie przytulać.
- Tak za wami tęskniłem!- powiedziałem.
- A dlaczego nie ma z tobą Laury!? Kiedy ona przyjdzie!?- zapytał się Jack. Posmutniałem. Usiadłem na krześle, a dzieci wokół mnie. Wziąłem Anabel na kolana.
- Posłuchajcie, Laura ma teraz małe problemy i nie ma czasu żeby was odwiedzić, ale już niedługo przyprowadzę ją do was!- powiedziałem pocieszającym tonem.
-Obiecujesz?- zapytał Nicolas.
-Tak, obiecuje...-
Narrator
Brunetka wdrapała się po schodach do swojego pokoju. Kolejny męczący dzień. Padła na łużko. Przypominając sobie, że jest w ubraniu oraz, że nie brała kąpieli wstała z niego i ruszyła w stronę ciemnej komody w rogu pokoju. Otworzyła pierwszą półkę i wyciągnęła z niej piżamkę i sięgnęła do kolejnej szuflady. Chwyciła czerwone majteczki i podeszła do drzwi. Weszła do czarno-białej łazienki i odkręciła wodę. Zaczęła przyglądać się w lustrze. Normalne rysy twarzy, zwykły nos i puste jak studnia oczy. Od jakiegoś czasu uśmiech znikł z pięknej twarzyczki Laury. Właśnie przez to stała się zwyczajnie ładna. Zawsze była śliczna lub hipnotyzowała lidzi błyskiem w swoich oczach, a teraz? Jej oczy nie wyrażały żadnych emocji. Były nieobecne, ale gdyby się dobrze przyjrzeć to można zauważyć w nich jedno, ale za to bardzo ważne uczucie-przerażenie. Reaguje tak wiele osób po jakiś przejściach. Zmieniają się nie do poznania. Przyjaciele Laury, jaki i ona sama boją się, że zostanie tak już na zawsze. Lau udawała, że wszystko jest w porządku. Jednak gdy patrzyła w lustro widziała w nim człowieka przegranego. Nie mogła patrzeć na siebie, każdy dzień przynosił jej ból, ale najgorsze było krzywdzenie przyjaciół. Lidzi, których kocha. Chce przestać, ale to nie jest takie proste. Nawet nie wyobrażała sobie jak wiele można schować za uśmiechem. Choćby sztucznym. Teraz używa go codziennie. Poprawiła sobie włosy i sięgnęła po gumke. Związała je w niedbałego koka i zaczęła się rozbierać. Gdy była już naga zakręciła wodę i zanurzyła się w pełnej wannie. Rozkoszowała się tą chwilą. Oparła głowe o wannę i zamknęła oczy. Delikatnie poruszała ręką w wodzie.Po paru minutach odpoczynku podniosła głowę. Chwyciła żyletkę. Wynurzyła nogę z wody i po przejechaniu po niej dłonią pęłną pianki do golenia przyłożyła do niej ostrę narzędzie. Przecież musiała sobie ogolić nogi. To nic, że od jakiegoś czasu pogoda w NY nie dopisywała. Laura chce założyć jutro krótkie spodenki i to zrobi, bo przecież się buntuje. Brunetka chwyciła po żel do kąpieli przypadkowo taranując łokciem żyletkę, którą położyła na wannie. Zaczęła jej szukać w wodzie zmieszanej z pianą.Jeździła dłońmi po całym dnie wanny. Na próżno. W pewnym momencie Laura poczuła ból w okolicy uda, a następnie widziała jak woda zmienia kolor na ciemno czerwony.
- Cholera!- powiedziała i wstał. Na udzie miała głęboką ranę. Podeszła do półki gdzie trzymał apteczkę i wyciągnęła z niej wodę utlenioną i bandaż. Zaczęła opatrywać sobie ranę. Najpierw zatamowała krwawienie, ale w tedy nad jej głową pojawiła się żarówka. To jest to! Bo dlaczego by nie spróbować? Zagłuszyć ból psychiczny fizycznym! Że też wcześniej na to nie wpadła! Podbiegła do półki gdzie trzymała zapasowe żyletki. Wyjęła jedną i usiadła na podłodze opierając się o ścianę. Spojrzała na swoje udo i żyletkę z zawahaniem, ale pomimo wątpliwości zrobiła linie. Patrzyła jak z rany wypływa krew.
- Pomogło?- zapytała samą siebie szeptem. Zrobiła zamyśloną minę, ale po sekundzie zamieniła ją na uśmiech. Pomogło. Przecież to bez sensu! Jak okaleczanie siebie ma pomóc ci z problemami psychicznymi? Ale tak jest. Laura robiła kolejne linie z uśmiechem, ale wcale nie był to powód jej szczęścia. Prawdziwym powodem było to, że zapomniała na chwile o strachu. Zakończyło się to tak, że następnego dnia założyła długie spodnie...
*****************************************************************
Aloha!
Przepraszam, że wczoraj nie dodałam rozdziału, ale uwierzcie mi na słowo, że naprawdę trudno piszę z gorączką. Nie ma to jak zachorować na wakacje -,- Ale do rzeczy. Jest mi bardzo przykro, że pod ostatnim rozdziałem był tylko jeden komentarz :( Jeśli dalej tak będzie to usunę bloga, bo nie ma sensu nadal go pisać, jak nawet nie wiem czy komuś się podoba -,- Smutne... Pozdrawiam was wszystkich i życzę miłego dnia!!
Next: piątek
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Super czekam na next :-)
OdpowiedzUsuńAgata
Biedna Lau
OdpowiedzUsuń