sobota, 8 listopada 2014

38. Samolot+Smutek


Biegną najszybciej jak potrafił. Serce wystukiwała mu nie równy, ale zamaszysty bit. Jeszcze tylko 300 metrów i będzie u celu swojego "maratonu". Już go widział. Jeszcze chwila. Jeszcze moment.
3...2...1 Wtargną do domu Marano i od razu skierował się w stronę salonu. Tam byli już wszyscy oprócz Rydel, oczywiście. Raini siedziała w fotelu z głową schowaną w dłoniach. Obok siedział Ell z miną niewyrażającą żadnych emocji. Na kanapie siedział Rocky i Riker, którzy byli skierowani do Vanessy, która zajmowała środek kanapy. Wyglądała okropnie. Miała zapłakane oczy i lekko czarne policzki od tuszu do rzęs. Popatrzyła na niego.
- Ross...- wyszeptała. Blondyn rozejrzał się po pomieszczeniu i czegoś mu tu brakowało, a raczej kogoś.
- Gdzie Laura?- zapytał.
- U siebie.- Odpowiedział Rocky, który na chwile przestał pocieszać Ness.
- Acha...- powiedział beznamiętnie sam do siebie. W tym momencie nad głową zaświeciła się mu żarówka. Szybko pobiegł w stronę schodów zwracając na siebie uwagę. Wpadł do pokoju Laury i przeleciał po nim wzrokiem. Nie było jej. Zauważył lekko uchylone drzwi do łazienki nie zastanawiając się ruszył w ich stronę.
- Laura!- krzykną i podbiegł do brunetki i chwycił ją za ręke w której trzymała żyletkę. Dziewczyna zdążyła zrobić kilka kresek, tym razem na nadgarstku.
- Co ty robisz!?- Ross ponownie krzykną. Laura nadal płakała opierając się o ścianę. Blondyn patrzył na nią ze smutkiem. Puścił jej rękę i popatrzył na swoje dłonie, na których była krew dziewczyny. W końcu przytulił brunetkę. Ona nie odwzajemniła uścisku tylko zaczęła jeszcze bardziej płakać.
- Dlaczego osoby, które kocham tak szybko odchodzą?!- zapytała  wtulając się w Rossa...

- Cholera jasna! Dlaczego nikt nie odbiera telefonu!?- krzyknęła po raz setny Rydel i rzucił komórką o podłogę.
- Rydel, spokojnie wszystko będzie dobrze!- pocieszała ja Stormie, ale na próżno. Delly wtuliła się w nią i zaczęła płakać.
- Szybko włączcie telewizję!- do sali wpadł Mark, który wrócił z bufetu. Rydel szybko wcisnęła czerwony przycisk na pilocie.
" - Cała Ameryka przeżywa dzisiejszą katastrofę samolotu G-23, który leciał z Londynu do Los Angeles. Na miejscu jest nasza reporterka. Hallo Anna?- powiedział dziennikarz w dzisiejszym wydaniu wiadomości.
- Witaj Micky! Niestety masz racje. To miejsce to prawdziwa katastrofa. Najnowsze informacje mówią, że w samolocie było 120 pasażerów 8 stewardes i 2 pilotów. Nie wiadomo z jakich przyczyn jednak doszło do katastrofy. Niestety najprawdopodobniej nikt nie uszedł z życiem. Od rana ekipy ratunkowe mają pełne ręce roboty.
A my bardzo współczujemy rodzinom pasażerów i załogi...-
Cała trójka siedziała w milczeniu.
- A więc to już pewne...-
- Biedne dziewczyny...-

Telefon leżał na środku ławy, a wokół wszyscy przebywający w domu Marano. Nikt się jednak nie odzywał. Nagle telefon zaczął wibrować i każdy usłyszał refren "Cali girl". Vanessa poczekał i kilka sekund i z niepewnością wymalowaną na twarzy chwyciła komórkę, nacisnęł zieloną słuchawkę, po czym wolno przyłożyła ją do ucha. Wszyscy zaczęli nasłuchiwać, ale prawie nic nie usłyszeli. Ness co jakiś czas powtarzała tylko słowo "tak". Na koniec powiedziała "rozumiem" i zamarła. Siedziała wpatrzona w ścianę, a po jej policzku spłynęły łzy. Już wszyscy wiedzieli, że to prawda. Państwo Marano zginęli w katastrofie samolotowe. Laura i Vanessa zostały sierotami...

*Miesiąc później*

Dla sióstr Marano ten miesiąc był bardzo trudny, ale czują się o wiele lepiej. Pogrzeb rodziców i ci wszyscy ludzie, którzy mówili, że jest im przykro, to przyniosło im największy smutek. Na szczęście Lynch'owie i Ell wspierali je. Nie tylko duchowo, ale i finansowo. Mark i Stormie pokryli połowe kosztów pogrzebu. W między czasie Rydel wyszła ze szpitala i czuje się bardzo dobrze, ale żyje w niepokoju. Lekarze nie dali jej nadziei, że dziecko urodzi się zdrowe, albo czy w ogóle się urodzi. Powiedzieli, że szanse są bardzo małe Rydel jednak wierzyła, że jej dziecko jest silne, a Riker już pokochał to dziecko. Nawet kupił już łóżeczko i chce zacząć remont pokoju Jednak rodzice odradzili mu ten pomysł, bo przecież będzie miał na to 6 miesięcy. Dzisiaj razem z Rocky'm pojechali wybierać tapete. Riker mówi, że to chłopak, a Rocky mówi, że dziewczynka, więc od kilku dni po między nimi panuje napięta atmosfera. Rydel siedziała w salonie przykryta kocem i czytała książke. Od czasu do czasu głaskała się po brzuchu. Od lektury odciągną ją dzwięk otwieranych drzwi. Chwile później w salonie ukazała się postać Ross'a.
- Hej, hej już wróciłeś!?- zapytała głosem bardzo wesołym.
- Taaa Laura poszła na randke!- powiedział troche zły zaglądając do lodówki.
- Uuuuu.- wysyczała z zniesmaczoną miną Delly. - A co ty na to?-
- Co ja na to? A co ja moge zrobić!? "O hej Lau, wybierz tą błękitną  sukienke, bo jest ładniejsza od czerwonej, a tak na marginesie KOCHAM CIĘ!"- Zapytał z głosem pełnym sarkazmu i upił kilka łyków  soku pomarańczowego. Po czym ruszył do salonu i położył szklanke na ławie. Podniósł nogi Rydel do góry, usiadł na "oczyszczonym" miejscu i położył dolne kończyny siostry na swoich kolanach.
- Przykro mi.-
- Mi też.-
- A jak ona się czuje?-
- Myśle, że czas troche zaleczył rany. Zmieniła się, ale to dalej moja stara Lau. Ta sama. Nadal ma to światełko w oczach. Da rade. Jest najwspanialszą osobą jaką spotkałem w moim życiu. Nie wyobrażam sobie świata bez niej. Więc jeśli ten gnojek nie doceni tego to zabije go.-
- Walcz o nią! Nie poddawaj się.-
- Nie mam takiego zamiaru...-
*****************************************************************
Wiem, wiem, wiem! Rozdział krótki i nudny, a do tego mega spóźniony. AAAA DZIŚ SĄ URODZINY MOJEGO PRZYSZŁEGO MĘŻA XD. (Post pod spodem) No więc do zobaczenia.
5 komentarzy - 39 rozdział

4 komentarze: