niedziela, 14 września 2014

34. Przyjaźń+Bob


   Narrator
-Laura!!- Blondyn krzykną jak tylko zobaczył przyjaciółkę. Jednak ona gdy zobaczyła Rossa przewróciła tylko oczami i podgłośniła muzykę w słuchawkach idąc w przeciwną stronę. Tego było już za wiele. Przez blondyna przeszła jeszcze większa fala gniewu. Nie myśląc ruszył w pogoń za Lau.
- Laura, zaczekaj!!- krzyczał jeszcze głośniej, tak, że bez problemu zagłuszał muzykę w słuchawkach, a ludzie patrzyli się na niego jak na idiotę. W końcu dogonił ją i ciągnąc za ramie, odwrócił siłą. Laura z szokowaną miną wyrwała się z objęć blondyna.
- Zwariowałeś!? Czego ty ode mnie chcesz?!- zapytała pełna gniewu, patrząc ze wściekłością na przyjaciela.
- Dlaczego mnie unikasz?- zadał pytanie już spokojniejszym głosem.
- Nie unikam cie...yyyyy po prostu nie słyszałam cię.- podniosła słuchawki do góry. Ross powiedział tylko szybkie "tsa jasne" i zamkną oczy, głośniej oddychając. Lau patrzyła na niego z przymrużonymi oczami. Blondyn w myślach przygotowywał się na swój monolog. Chwycił ją za ręke i zaczął.
- Laura...- Brunetka wyrwała swoją górną kończynę i zaczęła poprawiać rękaw, który podwiną się.
- Nawet, nie zaczynaj...- powiedziała znudzona i ponownie przewróciła oczami.
- Posłuchaj...- rzucił na początek, ale nagle się zatrzymał, a nad jego głową zapaliła się żarówka. Czy on widział to co myśli? - Co to było?- zapytał wyciągając di przyjaciółki rękę. Jednak ta ze zmieszaną miną odskoczyła od Rossa.
- Nie dotykaj mnie!- krzyknęła, ale blondyn był tak zły, że już nie cackał się już z przyjaciółką. Siłą chwycił ją za rękę po czym przyciągną ją do siebie. Drugą ręką podwiną jej rękaw. Nie mógł uwierzyć w to zobaczył. Cała ręka Lau była poraniona. Miała na sobie nieregularne kreski. Ross otworzył usta ze zdziwienia, a oczy prawie nie wypadły mu z orbit.  Za to Laura nie miał z tym problemu. Wręcz przeciwnie. Tylko uśmiechnęła się chamsko. Przybliżyła się do oszołomionego Rossa i stanęła na palcach Ich ciała i twarze dzieliły milimetry.
- Na nogach mam takie same., Jeśli chcesz...- zaczęła uwodzicielskim głosem i splątała swoją dłoń i dłoń Rossa.- Jeśli chcesz to sam możesz to sprawdzić...- dokończyła, a blondyn nadal stał bez ruchu. Co czuł? Wszystko! Złość, radość smutek, rozczarowanie, gniew i troskę. Czuł wiele, ale w jego głowie brzmiał jeden krzyk "MOJA PRZYJACIÓŁKA SIĘ TNIE!!!" . I na dodatek uwodzi mnie. Dosyć tego! Odepchną ją lekko od siebie, złapał ją za rękę i zaciągną do samochodu. Laura trochę się opierała, ale Ross nie pytał jej o zdanie. Wepchną ją do samochodu i zapiął pasy. Po czym sam zasiadł za kierownicą i zapalił silnik.
- Lau...co się z tobą dzieje. Wszystkich ranisz! Ness przychodzi do nas i płacze...- Zmienił bieg i spojrzał na przyjaciółkę.
- Ohhh proszę! Postanowiłeś się pobawić w bohatera, który dzielnie przywróci starą dobrą Laurę!- Powiedziała, gestykulując dłońmi. - Jesteś żałosny!- krzyknęła. Ross lekko się uśmiechną.
- Może i tak, ale umiem walczyć o przyjaźń...- Brunetka spuściła wzrok, aby nie patrzeć na brązowe oczy bruneta. Była smutna. Pierwszy raz od jakiegoś czasu chciałaby rzucić się na Rossa i podziękować mu za wszystko. Musiała się jednak powstrzymać. Zaczęła zastanawiać się nad każdym słowem i analizować je.
- Gdzie mnie wieziesz?- zapytała nadal wpatrując się w swoje dłonie.
- Nie udawaj, że nie poznajesz okolicy!- zakpił.
- Dobrze, to zmienię pytanie. Po co mnie TAM  wieziesz?- zapytała dając nacisk na słowo "tam". Ross po raz kolejny uśmiechną się i skręcił. Wyłączył silnik i wyszedł z samochodu. Podszedł do drzwi za którymi siedziała Lau i po głębokim wdechu otworzył je. Dziewczyna znudzona wyszła z samochodu i ruszyła od razu do budynku. Ross ruszył zaraz za nią. Szli ciemnym korytarzem. Oddaleni od siebie o dwa metry. Oboje naburmuszeni i wkurzeni. Laura z skrzyżowanymi rękami na piersiach, a Ross z rękami w kieszeniach. Przeszli jakieś 200 metrów aż im oczom ukazała się znajoma postać. Chuda kobieta ubrana jak zawsze w elegancką garsonkę. Widząc tą dwójkę mocno się zdziwiła, ale szybko na jej twarzy pojawił się promienny uśmiech.
- Witajcie! Jak ja się ciesze, że was widzę, ale co tam ja!? Dzieci codziennie na was czekają! Już, już pędźcie po koszulki.- przywitała się śmiejąc się przy tym radośnie. Ross popatrzył na Laurę morderczym spojrzeniem.
- Dziś odpuścimy sobie koszulki...- powiedział oschle, a myślami odnalazł obraz poranionych ramion przyjaciółki. Chwycił Lau za rękę i zaczą ciągnąc do sali zostawiając samą p. Maxfild. Kobieta odrazu zamieniła swój sztuczny uśmiech na nic niewyrażającą minę. A w jej głowie pojawiły się wspomnienia...

- Ross? Mogę prosić cię na chwilę.- zapytała i spojrzała wymownie na blondyna, który słysząc prośbę od razu ściągnął małą Anabel z kolan. Dziewczynka posmutbiała, a Ross widząc to, pocałował ją w czoło i powiedział, że zaraz wróci. Po czym wyszedł z sali. Z uśmiechem zapytał pani Maxfild.
- O co chodzi?- Brunetka skrzyżowała ręce na piersiach i spojrzała na niego oczami pełnymi troski, aż Ross posmutniał.-Coś się stało?!-
- Ross, powiedz mi, tylko szczerze, co dzieje się z Laurą? Nie była u nas od ponad miesiąca...- urwała gdy zobaczyła, że przez ten temat chłopak jeszcze bardziej posmutniał. Nie wiedziała co się dzieje, ale postanowiła być silna, ale za razem opiekuńcza. -Pamiętaj, że zawsze możesz ze mną porozmawiać. Na jakikolwiek temat.- Ross uśmiechną się smutno i cicho westchną.
- Laura...-zatrzymał się na chwilę.- Ona...przeżyła wiele. Laura została napadnięta. Napastnik...chciał ją...zgwałcić. Na szczęście nie udało mu się to. Jedna ona zamknęła się w sobie. Zaczęła być negatywna dla świata.- podniósł głowę, spoglądając na swoją rozmówczynię, która stała z otwartą buzią i łzami w oczach. -To już nie jest ta sama Laura.- dodał...

- Nie chcę tam wchodzić!- tupnęła nogą już zbulwersowana Laura. Oboje stali pod salą zabaw. Wsłuchiwali się w okrzyki radości, stukot zabawek i śmiechy za ścianą. Ross ponownie zmroził przyjaciółkę morderczym spojrzeniem i nie pytając ją o zdanie otworzył drzwi i wepchną ją do środka. Oparł się o futrynę i zaczął obserwować. Laura popchnięta przez blondyna wleciała do sali jak papierowy samolocik i od razu zwróciła na siebie uwagę.  26 par oczu wpatrywało się w nią z ciekawością.  Nagle wszystkie dzieci ruszyły w Ę  nadal zszokowanej Laury i zrobiły wiellllkiego misia z jej nogami. Sama brunetka stała nie wiedząc co się dzieje. Do oczu napłynęły łzy...ale...łzy szczęścia. Upadła na podłogę i zaczęła oddawać uściski. Konciki ust Rossa mimowolnie uniosły się do góry. Od dłuższego czadu nie widział w oczach swojej przyjaciółki prawdziwego szczęścia. Pierwszy raz od dawna przez tą dwójkę przeszła fala radości. Kto by pomyślał, że te małe szkraby wywołają u nich takie emocje. Laura głaskała dzieci po główkach, gdy one opowiadały jej co stało się podczas ostatnich dwóch miesięcy jej nieobecności. I wtedy powruciły wszystkie uczucia. Gdy brunetka bawiła się razem z dziećmi, Ross myślał jak mogło do tego dojść? Do cierpienia, bólu i smutku. Miało być lepiej, a tu co? Może to jakaś karma? Za te wszystkie lata w NY? Prosił w myślach żeby to się skończyło, by było w końcu spokojnie. "Może to jest szansa?" pomyślał patrząc na szczerze uśmiechniętą Laurę.
- Ross?!- usłyszał zza pleców i szybko się odwrócił. -Jesteś pewien, że wiesz co robisz? Sam mi opowiadałeś o stanie jej psychiki, a teraz przyprowadzasz ją do dzieci!? Wiesz jakie to jest nieodpowiedzialne z twojej strony!? Posłuchaj, ja też kocham Laure jak rodzinę, jak własną córkę, ale to są chore dzieci one przeżyły więcej cierpienia niż ty przez całe życie. Nie można się nimi bawić!- Ross uśmiechną się.
- Proszę spojrzeć...- wskazał wejście do sali zabaw. Pani Maxfild kipiąca złością trochę się uspokoiła i ze zdziwieniem wypełniła polecenie blondyna. Widok płaczącej Laury bawiącej się z dziećmi, od razu sprawił, że starsza kobieta wzruszyła się.
- Teraz będzie lepiej. Ja w nią wierze, pani powiedziała, że nie powinienem jej przyprowadzać do dzieci, ale tylko one potrafiły jej pomuc, właśnie dlatego, ze przeżyły tak wiele. Ona rozumie ich ból, a one jej. Wszystko się ułoży...-

- Co ty tu masz?- zapytał mały Bob chwytając ręke Laury. Brunetka szybko zakryła swoją poranioną Ę i zdezoriętowana spojrzała na chłopca. Po czym jak gdyby nigdy nic uśmiechnęła się promiennie.
- To nic.- pocieszyła go i rozczochrała mu ręką fryzurę. Odwróciła się i chwyciła zabawkę.
- Moja siostra też tak mówiła.- powiedział chłopiec i rączką przetarł oko. Laura spojrzała na Boba z zaciekawieniem. - Też mówiła, że to nic. Nigdy ci o niej opowiadałem. Miała na imie Eva. Bardzo mi ją przypominasz. Była piękna i miała takie same duże brązowe oczy jak ty. - zatrzymał się na chwile i spuścił głowę. - Miała...- wyszeptał. - Uwielbiałem w nie patrzeć. Można było zobaczyć w nich szczęście, aż do tamtego dnia. Przyszła do mnie do szpitala prosto ze szkoły. Jak zawsze uśmiechnięta. Rodzicie powiedzieli jej o mojej chorobie...Wybiegła z sali z płaczem. Nie było jej dwie godziny, ale wróciła. Nie uwierzysz, ale jak zwykle uśmiechała sie. Próbowała mnie pocieszyć, ale...jej oczy już nigdy nie były takie same. Już nie były przepełnione szczęściem. Odwiedzała mnie codziennie i codziennie pytałm się o jej rany na ręcach. "To nic"- zawsze słyszałem tylko tyle. Mijały miesiące, a dokładnie dwa i rodzice przyszli mnie odwiedzić w szpitalu bez Evy. Zapytałem gdzie jest, a oni tylko spóścili głowę.- po raz kolejny Bob zrobił dłuższą pauzę, wycierając oczy. - Minęły dwa lata. Wczoraj była jej druga rocznica śmierci. Ona mnie zostawiła. Błagam! Ty mnie nie zostawiaj!- krzykną i wybuchł płaczem. Laura nie wiedziała co zrobić. Przybliżyła się do chłopca i przytuliła go.
- Nigdy cię nie zostawię. Obiecuje...-

Laura i Ross przez całą drogę powrotną nie odzywali się do siebie. Brunetka nie mogła wyrzucić z pamięci Boba i jego opowieści. Zapomniał o całym świecie i tylko miała do siebie żal. Już nie czuła złości. Czuła smutek, który był nieznośny.
- Jesteśmy.- z rozmyśleń wyrwał Laure Ross. Brunetka otworzyła drzwi  i wyszła z samochodu. Ross zrobił to samo i odprowadził przyjaciółkę pod same drzwi jej domu. - Tooo cześć- rzucił i odwrócił się w stronę auta.
- Ross, zaczekaj!- krzyknęła Laura. Blondyn wykonał polecenie i zanim zdążył mrugnąć poczuł ciało przyjaciółki na swoim. Trochę zadziwiło go to, ale bez zastanowienia odwzajemnił uścisk.
- Dziękuje...- powiedziała Laura.
*****************************************************************
Dawno mnie tu nie było! Co tam u was nowego? Bo u mnie dużo i właśnie dlatego nie dodawałam wcześniej rozdziałów. Mam nadzieje, że spodoba wam się to coś na górze (bo rozdziałem tych wypocin nazwać nie można :/ ) Powiem wam, że jeszcze żadnego rozdziału nie pisało mi się tak źle, ale to widać, bo moim zdaniem to jeden z najgorszych. No, ale cóż to wy tu jesteście od oceniania.
Tooo do przeczytania!




2 komentarze: