Szatynka szła pewna siebie korytarzami firmy. Pewna siebie, ale pełna obaw. Popełniła błąd. Duży błąd. Ale błędy są po to żeby je naprawiać prawda? Pokonała ostatnie dwa schodki, straciła w ostatni zakręt i była już pod drzwiami gabinetu prezesa. Ostatni wdech i wydech i zapukała. Po cichym "prosze" nacisneła na klamkę i weszła do gabinetu.
- Witaj Vanesso! Co Cię do mnie sprowadza?- przywitał się prezes.
- Dzień dobry. Chciałam porozmawiać.-Pan Karet nieco się zdziwił. Wskazał na krzesło.
- Proszę usiąć. O czym chcesz porozmawiać?- Vanessa przemknęła głośno slinę. Usiadła i zaczęła szperać w torebcę. Po kilku sekundach wyciągnęła kartkę w koszulce i położyła ją na biurku.
- Co to jest?- zapytał prezes i chwycił kartkę wczytując się w nią. -Wypowiedzenie?- był wyraźnie zdziwiony. - Nie rozumiem... Za mało ci płace?-
- Nie! Nie! To nie dlatego!- zapewniała dziewczyna.
-Więc dlaczego? Vanesso, jesteś jednym z najlepszych fotografów. Moja firma Cię potrzebuje.- nalegał Pan Karet. Ness nie mogła tego wytrzymać jej poczucie winy wzrosły do maximum. Miała jaz wszystko gdzieś. Uspokoila się i spojrzała prezesowi w oczy.
- Rozprawiczyłam Pana syna.- wyrzuciła jak z karabinu, nawet się przy tym nie zająkneła. Patrzyła jak prezes zmienia nastroje. Najpierw był zdziwiony, a następnie zły. Wstał I poluźnił krawat.
- Niech się Pan nie denerwuje. Sprawdziłam wszystko, zgodnie z prawem Pana syn już legalnie może uprawiać seks od dnia 15 urodzin. Nic Pan na mnie nie ma.- powiedziała najchłodniej jak tylko potrafiła. Wstała i wyszła z gabinetu, a następnie z firmy. Na zewnątrz padało. Ness sie tym nie przyjmowała. Pozwalała by krope deszczu spadały na jej twarz, włosy, ubrania. Stała w miejscu i zwróciła twarz ku niebu. Czuła sie wolna. Wolna od wyrzutów sumienia. Uśmiechnęła się. Nagle zaczęła bec. Omijała ludzi patrzacych na nią jak na idiotke. Nie przyjmowała się tym. Biegła bez przerwy przez 10 minut. Wpadła do domu i do swojego pokoju, zostawiając za sobą mokre ślady. Usiadła przy komputerze i zaczęła szukać. Ciągle coś pisała, wchodziła w nowe linki, aż znalazła. Plan na Nowe życie...
Ell jak zwykle przyszedł do baru, który był jeszcze zamkniety. Wszędzie było pusto. Żadnej żywej duszy. Podszedł do baru i oparł się O niego rekami. Zza lady wyłonił się barman.
- Witaj Barbosso!- chlopak przyblił z nim piątkę. - Rydel U siebie?- zapytał i ruszył wolno w stronę zaplecza.
- oczywiście!- odpowiedział barman. Brunet skierował się do garderoby blondynki. Zapukał i wszedł do pomieszczenia. Przed lustrem siedziała Rydel i zmywala Za mocny makijaż.
- Siema młoda! Zabieram Cię na obiad!- Ryd uśmiechnęła się szeroko jak tylko go zobaczyła.
- Ell...- powiedziała. - Fajnie ze przyszedłeś. Miałam okropną noc.- wstchnela głośno i rzuciła się na kanapę. - A może zamówimy coś tutaj i pójdziemy spać?- Zapytała z nadzieją i ziewnęła. Ell podszedł do niej i poklepał ją po plecach.
- Wstawaj! Idziemy na miasto, tylko musisz się przebrać.- wstał i zaczął szukać czegoś do przebrania w szafie dziewczyny. Po chwili wyciągnął jeansy i biało-czarną bluzkę. - To się nada!- powiedział i rzucił w nastolatke ubraniami. Ta niechętnie wstała do pozycji siedzącej i zaczęła się przebierać.
- Co się stało?- zapytał chłopak.
- Znowu przysłali mi w nocy jakiegoś pijanego oblecha. Jak sobie go przypomnie to aż mię ciarki przechodZą.- Podeszła do Ell'a by pomógł jej zapiąć bluzkę. - Okej jeszcze tylko torebka i lecimy.- Blondynka chwycila chłopaka za rękę i pociągnęła go w stronę wyjścia. Po drodze jeszcze spytali Barbosse czy chce z nimi iść, ten jednak odmówił i ruszyli do knajpy nie daleko klubu. Zamówili spaghetti i zaczęli rozmawiać...
- Nie mogę uwierzyć, że już jutro lecę do Chicago! Do wymarzonej szkoły!- ekscytowala się blondynka. - A to wszystko dzięki tobie... Dziękuję Ell.-
- Nie ma o czym gadać. Ahhh lubię wspierać młode pokolenie!- przewrócił oczami. Oboje się zasmiali.
- Ell, patrzyłam wczoraj na swoje konto i okazało się ze ktoś przelał mi na nie 2000$. Wiesz cis o tym?- zapytała dziewczyna. Chłopak rozłożył ręce na znak że nie i uśmiechnął się szeroko.
- Ell, chciałam Cię poprosić o parę groszy na początek ale 2000$ to zdecydowanie za dużo. Ja nie mogę tego przyjąć.-
- Rydel, zrozum ze jedyne czego teraz chce to, to żebyś spełniła swoje marzenie. Jutro.- złapał ją za dłoń.
- Obiecaj mi jedno. Choćby nie wiem co się stało, jutro wsiadziesz do tego samolotu, wysiadąiesz w Chicago, znajdziesz sobie PORZĄDNĄ prace, zakochasz się i będziesz żyła długo i szczęśliwie. Jak w bajkach.- zakończył swoją przemowę.
- Obiecuje. Pojedziesz ze mną na lotnisko?- zapytała. - Ty i Rocky?-
- Jasne! Zapytam młodego...- Kelner przyniósł im obiad i oboje zaczęli jeść. Rozmawiając o wszystkim i o niczym. 22 latek i 16 łatka. Kto by pomyślał?
- No mów co Cię gryzie?- zapytała Rydel. Ell wiedział że przed nią niczego nie ukryje. Westchnął głośno i poprawił się na krześle.
- Kelly przyjechała do NY na wakacje i wróciliśmy do siebie...-
- A ty masz wątpliwości, które mają na imię Rydel.- dokonczyla za niego dziewczyna popijając cappuccino.
- Dokładnie, Ale chciałem Ci się pochwalić że poradziłem sobie z tym sam! Kocham Kelly! Nigdy nie przestałem, a Delly to było takie przejściowe zauroczenie.- powiedział jak tylko najpewniej potrafił. Zapewniał sam siebie i udawało mu się to.
- I co pani psycholog o tym sądzi?- zapytał robiąc "brewki". Rydel patrzyła na niego zamyślona.
- Pani psycholog jeszcze nie skończyła ostatecznej diagnozy.- powiedziała. Nie zgadzała się z nim. Jednak nie chciała mu teraz tego mówić. PRZECIEŻ MAJĄ DUZO CZASU.
Ellington po obiedzie z Rydel odprowadził ją do mieszkania, a następnie ruszył w stronę domu Lynch'ów, który już jest jego domem. Chodził ulicami NY obserwując to piękne miasto. Właśnie miał przechodzić obok swojej ulubionej kawiarenki "Vanilia". Knajpka była wbudowana pomiędzy księgarnią a kwiaciarnią. Zamiast ścian miała wstawione szyby, za którymi było widać fajnie umeblowane wnętrze. Przy jego ulubionym stoliku, w rogu sali siedziała Rydel. Nie sama. Razem z nią siedział blondyn. Ell miał wrażenie że go zna. Zastanowił się chwilę a nad jego głową zaswiecila się żarówka. Matt. Zastanowił się dlaczego Delly siedzi z nim, a na dodatek prawie cały czas się śmieją. Był mega zdziwiony, dopóki nie zobaczy jak para namiętnie się całuje. Wtedy był zły. Bardzo zły. Bez zastanowienia wszedł do kawiarni i ruszył w stronę stolika. Gdy tam dotarł para ciągle się całowała. Przestali dopiero gdy usłyszeli głośne westchnięcie że strony Ell'a. Rydel zaskoczona widokiem przyjaciela zarumienią się.
- O mój Boże Ell!- wrzucila wycierając usta. - Wy się chyba nie znacie. Matt to Ellington. Ell to... Matt.- chłopcy podali sobie ręce.
- Miło mi.- powiedział blondyn.
- Dużo o tobie słyszałem. Laura mi opowiadała.- sysyczal.
- Okej. Rozumie. Nie jestem tu mile widziany. To może zostawię was samych?- powiedział i zwrócił się do Rydel. - Będę przy barze.- pocalowal ją i odszedł od dwójki przyjaciół. Blondynka utkwiła wzrok na swoich dłoniach. Ell usiadł obok niej.
- No słucham?- naciskał.
- Chciałam Ci powiedzieć. Chciałam wam wszystkim powiedzieć. Pamiętasz jak spotkaliśmy się Ż Davidem?- zapytała. Chopak pyrztaknął głową.
- Powiedział mi, że gdy on wyszedł z baru ja zostałam z jakimś blondynem i wtedy wszystko sobie przypomniałam. Wspólne picie i...noc. Dotarło do mnie ze to on jest ojcem mojego dziecka- westchnela. Ell'a to dotknęło. Zabolało. Zawsze w głębi duszy miał nadzieję, że ojciec dziecka nigdy się nie znajdzie. On chciał z nim zostać. "Uspokoj się Ell! Kochasz Kelly!" karcił się w myślach.
- Zadzwoniłam do niego i poprosiłam o spotkanie i wszystko mu powiedziałam. O dziwo przyjął to spokojnie i od razu zaproponował alimenty. Spotkaliśmy się kilka razy i tak jakoś wyszło, żeeeee od tygodnia jesteśmy razem.- uśmiechnęła się smutno. Ell przetrawial zdobyte wiadomości. Po chwili namysłów złapał dziewczynę za rękę.
- Cieszę się twoim szczęściem. Rydel, chce żebyś była w końcu szczesliwa i nie popelniala znowu tych samych błędów.-
- Ell! MAMY PRZED SOBA CAŁE ŻYCIE! Popelnimy jeszcze mnóstwo błędów!- chłopak westchnął. Nachylił się do dziewczyny i pocałował W czoło.
- Chcę być przy każdym błędzie który popelnisz. Być i pomagać Ci je naprawiać, być i pozwalać Ci się wyplakac w moje ramię, być i popełniać je ponownie. Pamiętaj ze jeśli ten plant coś Ci zrobi ja zrobię coś jemu. Okej?- zapytał. Rydel zaszkliły się oczy i rzuciła się w jego ramiona.
- Dziękuję!-
Laura wyszykowana na podwójną randkę ruszyła do Lynch'ów. Wiedziala, że Ross już pojechał po Maie. Weszła do domu i po krótkim "dzień dobry" i "część" ruszyła do pokoju Rikera. Pokonała schody i zapukała do niebieskich drzwi chłopaka. Po krótkim "proszę" weszła do środka.
- O hej Lau! Co tam?- przywitał się odkładają słuchawki na biurko.
- Hej! Rikuś słyszałam, że nie lubisz Maii. To prawda?- zapytała.
- Jest taka jakąś dziwną. Bije od niej cwaniactwo i lalusiowatość.- blondyn się wzdrygnął. Laura uśmiechnęła się zadziornie-zlowieszczo słysząc to co chciała...
- Masz ochotę na podwójną randkę...?-
**************************************
Ta dam! Jest! Zastanawialiście się z kim Lau pójdzie na randkę? Albo kto jest ojcem dziecka? Już wiecie! Postanowiłam tego nie przeciągnąć! Takie małe wynagrodzenie braku rozdziałów przez taki długi okres :/ Co u was? Kto jedzie na koncert? Bo ja tak! I chętnie spotkam się z kimś kto czyta mojego bloga! Dawajcie znać!
Do przeczytania!
Super czekam na next ♡♡♡♥♥♥♥♥♥♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡
OdpowiedzUsuń