Laura
Moje serce biło jak szalone, a Ross patrzył na mnie tymi brązowymi oczami. Błagam otrząśnij się Laura!
-Ross!!!- Dzięki Bogu. Usłyszeliśmy głos Rockiego.- gówniarzu gdzie są moje słuchawki?!- Odskoczyliśmy od siebie. Na szczęście.
- Ja już pójdę.- powiedziałam i wstałam z huśtawki. Ross nic nie mówią wskazał gestem furtkę. Odprowadził mnie i pożegnał krótkim "Pa". Odeszłam trochę od domu Lynchów. Uderzyłam się w czoło. Co to miało być?! Laura ogarnij tyłek. Masz chłopaka, a to teraz to tylko przejściowy kryzys. Zresztą jesteśmy przyjaciółmi. Jak ja mogłam to zrobić, a raczej jak mogłam chcieć to zrobić. Przecież ja kocham Matta! A Ross nie może mi się podobać. Ja nie wiem co się stało. Chwila słabości? Jaka ja jestem głupia! Ponownie uderzyłam się w czoło. Strasznie głupia. W tym momencie mój telefon zawibrował. Przez pięć minut próbowałam wyciągnąć go z kieszeni. Gdy w końcu udało się kolejne pięć minut spędziłam na odblokowywaniu telefonu. Jak na złość wszystko było przeciwko mnie. Jaki beznadziejny dzień.
" Laura przepraszam bardzo, naprawdę nie wiem
co się ze mną działo. Bardzo cię kocham.
Daj mi się wytłumaczyć, spotkajmy się"
Matt
Super. Teraz moje poczucie winy wzrosło do maximum. Ja zawsze musze się w coś wrombać. Nie mogę żyć normalnie, bez problemów, zawsze coś idzie nie tak. Boże zaraz coś mnie trafi. Nie chce mi się wracać do domu. Spacerować też. Co ja mam teraz z sobą zrobić? Jestem roztrzęsiona i zła na siebie. To wszystko moja wina. Zdecydowałam. Spotkam się z Mattem. I ruszyłam w strone jego domu. Szłam pięć minut. Przed drzwiami zawiesiłam się. Zadzwonić czy nie zadzwonić ( oto jest pytanie XD-od aut.) Laura bądź odważna. Zadzwoniłam. Szybko usłyszałam czyjeś kroki. Otworzył Matt.
- Laura.- powiedział pełen nadziei.
- Po co chciałeś się spotkać- zapytałam oschle. Ale w środku ryczałam jak mała dziewczynka. Czuje się jakbym go zdradziła.
- Może najpierw wejdź- powiedział wskazując ręką bym weszła. Z obojętną miną wkroczyłam do pomieszczenia. Wyglądało jak zwykle. Białe ściany, granatowe zasłony. Na krześle ubrania.
- Usiądź. Proszę- Powiedział grzecznie. Usiadł obok mnie. - Laura...- zaczął
- Nie zaczynaj od "Laura", nie mam ochoty czytać monologu.- dalej traktowałam go oschle. Niech nie myśli, że od razu rzucę mu się w ramiona.
- Posłuchaj ja... nie miałem tego na myśli.-
- Ale to powiedziałeś. Uznałeś, że puszczam się z Rossem.- Przypomniałam sobie sytuację u Rossa. Poczułam ukucie w żołądku.
-Boże Laura, nie powiedziałem tak. Po prostu jestem o ciebie cholernie zazdrosny.- chwycił moją dłoń.- Bardzo mi na tobie zależy. Kocham cię- i mnie pocałował. Nie wiedziałam co się dzieje. Dlatego nie opierałam się pocałunkowi. Nasze pocałunki były coraz bardziej namiętne. Matt pokrywał nimi moją szyje i usta. Jego ręce powędrowały pod moją bluzke. Ale ja nie mogłam. Cały czas myślałam. miałam przed oczami sytuacje sprzed godziny, na huśtawce Lynchów. Zatrzymałam Matta dłonią. Popatrzył na mnie ze zdziwieniem i zawiedzeniem.
- Musze już iść.- powiedziałam i poprawiałam bluzkę.
- Przepraszam Laura, po prostu..... doprowadzasz mne do szału.- uśmiechną się. Odwzajemniłam uśmiech. Odprowadził mnie do drzwi. Przytuliłam go i pocałowałam.
- Dziękuje.- powiedziałam mu do ucha. Wyglądał na zdziwionego.
Ross
Jestem idiotą. Największym na świecie idiotą. Chciałem wykorzystać roztrzęsienie Laury. Swoją najlepszą przyjaciółkę chciałem potraktować jak zwykłe dziewczyny. Siedziałem a raczej leżałem u siebie w pokoju i brzdąkałem na gitarze.
- Riker, Rydel, Rocky, Ross!- zawołała mama. Wszyscy wyszliśmy z pokojów i zeszliśmy na dół.- My już jedziemy.-
- Gdzie?- wszyscy zrobiliśmy zdziwione miny.
- Przecież jedziemy na sylwestra do cioci Gildy. Mówiliśmy wam o tym.- Podszedł do nich Rocky.
- Aaa tak tak, rzeczywiście. Bawcie się dobrze. Ale chyba musicie już iść, bo niezdąrzycie na samolot. Pomuc wam z bagażami?- zapytał. Rodzice uśmiechneli.
- Posłuchajcie, pomimo ostatnich wydarzeń ufamy wam- zaczęła niepewnie mama- ale mamy nadzieje, że teraz będziecie grzeczni.- pokiwała palcem.
- Tak tak obiecujemy.- powiedział Riker.
- Na ciebie i Rydel liczymy najbardziej. Ogarnijcie wszystko jakoś.- podeszła i pocałowa każdego w czoło.
- Chodź już kochanie, oni są już dorośli. Nie martw się.- wtrącił się tata. W tym momęcie do domu wpadł Ell.
- Dzień dobry rodzinko.- zauważył walizki.- o państwo dzieś wyjeżdżacie?-zapytał, Rocky zakrył mu buzie.
- Tak tak wyjeżdżają, nie zatrzymuj ich.- powiedział i uśmiechną sie do rodziców machając. Taki sztuczny uśmieszek to specjalność Rockiego.
-Rocky ogarnij tyłek- walneła go w głowę Rydel- Dobrze się bawcie i pozdrówcie ciocię. Możecie na mnie liczyć zajmę się bachorami.- powiedziała i przytuliła rodziców.
- Ejj ej kto powiedział, że potrzebujemy opieki- wtrąciłem się przytulając mmamę
- Ja- zaśmiała się mama.
- Dobra, dobra idziemy- powiedział tata chwytając mame za ręke i ciągnąc ją do samochodu. Wszyscy pomachaliśmy odjeżdżającemu samochodowi. I wróciliśmy do domu.
- Była Laura? Co chciała?- zapytała Rydel.
- Pogadać, miała problem z Mattem-
- I gadała z tobą? O chłopaku? Ty?- zapytała nie dowierzając.
- A co ze mną nie tak. Trochę się znam na facetach. No bo wiesz, jestem nim.- powiedziałem.
- Nie o to mi chodzi. Po prostu to jest dziwne. No bo wiesz ty i ona...-
- Co ja i ona?-
- No nie mów mi, że ci się nie podoba?-
- Cooo? Żartujesz sobie?-
- Mówię całkowicie poważnie.-
- Wal się.- uśmiechęła się.
- Nie ładnie, nie ładnie.- i odeszła. O co jej chodziło. Pierdole, idę spać.
**********************************************************************
Tak, wiem strasznie dziwnie zakończyłam, ale po prostu pomysłów brak. Następny będzie we wtorek.
Tak na miły wieczór:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz