piątek, 7 lutego 2014

1.Pierwsze spotkanie.

-Ross jak tam twoje gardło?- zapytał Riker.
- Oooo dzieki ze mi przypomniałem o tabletach!- zacząłem szukać ich po kieszeniach, a nigdzie nie było.                 - Cholera! Zapomniałem tabletek!- krzyczalem sam na siebie. - Muszę po nie iść! Nie dam rady zaśpiewać.- złapałem za kurtkę i ruszyłem w stronę wyjścia.
- Fanki Cię nie przepuszczął!- zapotestowała Rydel.
- Mam inne wyjście?- zapytałem.
- Nic mu nie będzie!- krzyknął Riker i wypchnął mnie za drzwi. Założyłem kaptur i zacząłem przedzierać się przez fanki. Wszystko szło dobrze. Powoli zblizalem się do wyjścia gdy nagle poczułem zebktos we mnie uderza. Była to niska brunetka. Bardzo ładna. Oboje wpadliśmy na ziemię. Gdy tylko spojrzała na mnie przybliżyłem palec do swoich ust. Poprosiłem ja o ciszę. Ta spojrzała na mnie jak na idiote. Jest na moim koncercie i mnie nie zna? Nie patrząc na to szybko wstalem powiedziałem krótkie przepraszam i ucieklem, słysząc za plecami "Ty wiesz kto to był?"...

Laura
- Ty wiesz kto to był?- zapytała mnie podekscytowana Vanessa.
- A powinnam?- Tak naprawdę to nie miałam pojęcia kto to.
- Ross Lynch!- popatrzyła na mnie tak jakby to było oczywiste.
- I to ma mi coś mówić tak?- Ness zrobiła face plama.
- Wokalista R5. Jesteś na koncercie na którym on śpiewa.- wytłumaczyła wyrażenie zażenowana  moją wiedzą.  Przewróciłam oczami. W tej chwili słychać było dźwięki gitary, a na scenę wyszedł przystojny brunet z dłuższym włosami, a dziewczyny zaczęły piszczeć. Trzeba przyznać, że nieźle wymiatał na tej gitarze. Następnie wyszedł perkusista. I cała sala wybrzmiała dźwiękami perkusji i piskiem damskiej części publiczności. I tak po koleji. Blondynka blondyn i ten cały Ross. Koncert trwał 2 godziny i był nawet fajny. Pod koniec występu blondynka dorwala się mikrofonu i zaczęła witać się z publicznością. Wszyscy plakali. Blondynka zainteresowała mnie. Widać było ze jej fani dają jej ogromne szczęście i ze wiele w życiu przeżyła. To wszystko mówiły jej łzy. Po koncercie Vanessa umarła się żeby przecisnąć się przez ochronę do garderoby R5. Wielkim szokiem było to ze udało się to nam. Odciagalam ja z całej siły ale mnie nie słuchała.
- Vanessa tam nie wolno!- krzyczała, ale nic do niej nie docieralo. wpadła do ich garderoby.
- O mój Boże! Nie mogę uwierzyć ze was widzę!- zaczęła krzyczeć. Musiałam podjąć radykalne kroki. Wybieglam przed nia I z całej siły wypchnelam ją z garderoby.
- Przepraszam. Ona szaleje na waszym punkcie.- odwrocilam się w ich stronę. Całą piątka wpatrywala się we mnie jak w idiotke.  Zaśmiałam się głupkowato i wyszlam. Na zewnątrz czekała na mnie rozłozczona siostra. Uspokoilam ją I ruszyłam w stronę wyjścia z klubu. Szłam chwilę wierząc ze Ness idzie za mną. Jednak myliłam się. Gdy się odwrocilam jej tam nie było. Stała kilka metrów ode mnie z jakimś blondynem. Westchnęłam.
- Vanessa!- zawowalam.
- Nie liczyłbym na to. Jest już omamiona moim bratem.- usłyszałam za sobą glos. Odwrocilam się i zobaczyłam za sobą Ross'a. Czuje kłopoty.
-Skoro oni znaleźli sobie towarzystwo to może my zajmiemy się sobą?- zapytał uśmiechając się zadziornie. Uważaj koleś.
- A może ty dasz mi spokój, a ją pojadę na lotnisko! Tak jestem za moim pomysłem!- wysyczalam, ominełam go  i wyszłam z klubu. Szybko zadzwoniłam po taksówkę, która miała przyjechać za 10 minut. Stałam sobie sama w spokojni Ale zaraz za mną z klubu wybiegł Ross. Chciałam uciec Ale mnie dogonił.
- Może pójdziemy na ciastko, albo... drinka?- zapytał i zrobił brewki.
- Zaraz mam samolot.-
- To będzie szybkie ciastko-
- Daj ty mi spokój. Mam chłopaka. Nie potrzebuje adoratorow.- powiedziałam i rozejrzalam się za taksówką która właśnie wyjechała zza zakrętu.
- Chłopak nawet się nie dowie. Jesteś w Los Angeles. To miasto aniołów, ja mogę być twoim...- powiedział i położył rękę na mojej talii. Nie wytrzymałam! Z całej siły spoliczkowałam chlopaka i wbieglam do taksówki, jeszcze przez szybę pokazałam mu środkowy palec...

Ross
Wróciłem z obolałął twarzą do klubu gdzie wszyscy już na mnie czekali. O dziwo Riker już zgubił swoją nową koleżankę. Zebraliśmy się szybko i pojechaliśmy do domu. Tak zabraliśmy swoje rzeczy i pojechaliśmy na lotnisko. Wylecieliśmy do nowego życia! Do New York City!

***********************************
Dodałam. Myśle że jest ciekawszy niż prolog. Prosze o komentarze, bo nie wiem czy ktoś w ogóle czyta mojego bloga. W niedziele będzie następny rozdział. Chyba że chcecie jutro, jak tak to piszcie w komentarzach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz