Żyje już 18 lat. W sumie jestem zadowolony. Jestem zdrowy. Mam zespół. Realizuje się. Robie to co kocham. Mam wspaniałych przyjaciół i rodzine. Jestem szczęśliwy. Mógłbym powiedzieć, że mam szczęście. Leże tak sobie i leże. Wstawać czy nie? Zebrało mi się na myśli filozoficzne. Wstałem. Sukces. Dobra koniec tego. Czego mam taki dziwny nastrój? Hymmm może dlatego, że nie ma Laury? No cóż może jakieś śniadanie? Zeszłem na duł. W kuchni nikogo nie było. Podszedłem do lodówki. Wyciągnąłem mleko. Zastanawiałem się co sobie zjeść. Stałem nad lodówką przez 10 minut. Dobra zjem płatki. Zamknąłem lodówke. Na dzwiczkach była kartka.
"Pojechaliśmy do babci. Wrócimy wieczorem.
Wszystkiego najlepszego Ross"
Uśmiechnąłem się. Wyciągnąłem musli z półki i usiadłem na miejscu. Zacząłem jeść. Usłyszałem trzaśnięcie drzwiami i kroki. Ze schodów zeskoczył dziwnie zadowolony Riker. Nucił coś pod nosem. Od razu skierował sie w strone lodówki. Zobaczył i przeczytał kartkę. Wydawał się mieć zdziwioną minę.
- A więc to dziś. Wszystkiego najlepszego Brat. Niby młodszy a taki stary.- zaczął się naśmiewać. Spojrzałem miną "hahaha bardzo śmieszne" . Nic nie mówiliśmy. Było to bardzo dziwne. Paru minutach zeszła do nas Rydel. Podeszła do mnie pocałowała mnie w czoło i przytulając mnie mówiła życzenia. Ostatni zszedł Rocky. Złożył mi życzenia i usiadł. Milczeliśmy. To naprawdę bardzo bardzo bardzo dziwne. Zawsze gadaliśmy jak najęci. Nasza babcia mówi, że sporo ludzi w życiu spotkała ale nikt nie gada tyle co rodzeństwo Lynchów. Każdy z nas razem z Rydel może przegadać całą noc, a jak jesteśmy wszyscy to buzie nam się nie zamykają. Często po koncercie rozmawiamy całą noc. Dlatego wiem, że to milczenie nie wróży nic dobrego. Teraz siedzimy w milczeniu jak ostatnie sieroty. Każdy coś je. Nagle Rydel zaczęła się śmiać. Nasza trójka spojrzała na nią z miną " co jest?"
- Yyyy nic, sorry coś mi się przypomniało- zaczęła tłumaczyć i znów zaczęła się ta niezręczna cisza.
- Dobra ja muszę lecieć.- Z miejsca wstał Riker.
- Gdzie idziesz?- zapytałem.
- Musze coś załatwić na mieście. Wrócę wieczorem papa- i wyszedł.
- Dobra nie mogę. Milczymy jak jakieś zakonnice. Ross co zamierzasz dziś robić?- nareszcie zapytała Rydel.
- Yyyy nic. Siedzie w domu.- odpowiedziałem.
-Oooo nie. Nie pozwalam. Nie każe ci robić imprezę na całe miasto, ale choć pójdź z siostrzyczką do klubu na drinka.- Spojrzała na mnie błagalnym wzrokiem. Zawsze działa to na mnie.
- Jejciu no dobra. O której?-
- o 18.30. Wcześniej sie ni wyrwę-
- Ej ej to ty też gdzieś idziesz?-
-No niestety. Ale Rocky z tobą zostanie.- Też mi pocieszenie.
-Pas.- wyrwał się brat.- jak tak to ja też wychodzę- Rydel wyglądała jakby chciała go zabić wzrokiem.
-Spoko tak w sumie to ja umówiłem się na randkę z koleżanką ze szkoły.- powiedziałem.
- To po co te wyrzuty.- rozwścieczyła sie siostra.
- Bo llubięjak się wciekasz- powiedziałem i szybko ulotniłem się z pomieszczenia przed atakiem gniewu. Ruszyłem w stronę pokoju i zacząłem zbierać się na lunch z Kim. Wziąłem telefon by sprawdzić sms-a, który mi właśnie przyszedł. Były to życzenia od Lau, Caluma, Rani, a nawet Ness. Uśmiechnąłem się i zacząłem odpisywać.
Laura
Jak fajnie znów być w domu. Obudzić się w swoim pokoju. Zjeść śniadanie w swojej kuchni. Umyć zemby w swojej łazience. Takie zwykłe rzeczy a cieszą. Ale ale ale dziś nie jest zwykły dzień. Musze sie zbierać i pomuc w szykowaniu imprezy niespodzianki. Szybko ubrałam się w sukienkę i wybiegłam z domu. Spojrzałam na liste, Okej muszę odebrać tort. Szłam powoli. Była śliczna pogoda. Mijałam znajomych ludzi i znajome sklepy. Cieszyłam się każdym krokiem po moim kochanym mieście. Tak się ciesze że wróciłam. W końcu doszłam do cukierni. weszłam i podeszłam do lady. Ładna młoda szatynka przywitała mnie uśmiechem.
- Dzień dobry w czym moge pomóc?-
-Witam. Przyszłam odebrać tort na nazwisko Lynch.-
-Już sprawdzam.- Powiedziała wyciągając zza lady ogromną księke.- Lynch, Lynch.- powtarzała pod nosem szorując palcem po książce.- o jest. Już przynoszę- odeszła na chwile. Po minucie wróciła z wielkim białym pudłem z napisem " ciastkarnia Ptyś"
-Bardzo dziękuje.- Zapłaciłam i wyszłam, kierując się w stronę baru. Szłam jak zwykle powoli. Nagle zza pleców usłyszałam znajomy głos. Śmiał się. Zaraz zaraz to......Ross! Przyśpieszyłam kroku. Założyłam okulary przeciw słoneczne na czubek nosa i szybko skręciłam w najbliższą uliczkę. Było blisko. Szłam tą uliczką, choć nie wiedziałam dokąd biegnie. Byłam zszokowana gdy doszłam do jej końca. Okazało się, że to skrót do clubu. Uśmiechnęłam się pod nosem i weszłam. Na miejscu byli już prawie wszyscy czyli: Raini, Rydel, Riker, Ness, Ell. Brakowało tylko Rockyego. Raini od razu rzuciła mi się na szyje. Po niej przywitałam się jszcze z Ell'em.
- A gdzie Rocky?- zapytałam.
- Zaraz przyjdzie. Czekał aż Ross wyjdzie z domu.- odpowiedziała Rydel. Po krótkiej wymianie zdań zabraliśmy się do pracy. Po 10 minutach wpadł Rocky. Uściskał mnie i Ness i dołączył do pracy. Po kilku godzinach Rydel powiedziała.
- Okej skończone. Teraz szybko do domu zbierać sie.- Wszyscy zrobili tak jak zarządziła Rydel. Każdy wrócił do domu.
Rydel
Przede mną najtrudniejsza część, namówić Rossa na wyjście do klubu. Wróciłam z braćmi do domu. Wzięłam kąpiel i zapukałam do pokoju Rossa. Po grzecznym "proszę" weszłam.
- Zbieraj się- powiedziałam wyciągają z jego szafy koszulkę i jensy, które rzuciłam na łóżko.
- Gdzie.-
- Chyba nie myślisz, że w osiemnaste urodziny dam ci siedzieć samemu zamkniętemu w swoim pokoju.-
- Daj mi spokuj Ryd nie jestem w nastroju.-
- Co randka się nie udała?-
- Nie pytaj. Okazało się, że ma chłopaka. Dasz wiarę.-
- Ross proszę. Nie namawiam cie do hucznej imprezy tylko do drinka z siostrą. - popatrzyłam na niego błagalnym wzrokiem.
- No dobra ale bez jakiś imprez.- Popatrzył na mnie podejrzliwie.
- Nie no co ty zrobiłam ci imprezę na całe miasto.- Powiedziałam sarkastycznie. - Masz 10 minut. Zbieraj się, czekam na dole.- powiedziałam i zaszła na duł z uśmieszkiem. Chłopaków już nie było w domu. Już pojechali. Czekałam nudząc sie. Zaczęłam grać na telefonie. Po 8 minutach zszedł Ross. Nie miał zbyt fajnej miny.
- A ja myślałam, że z naszej rodziny to ty jesteś imprezowiczem.-
- Po prostu idźmy- powiedział zrezygnowany.
- Mówisz jakbyś szedł na wyrok śmierci.- nie skomentował tego. Poszliśmy do samochodu.
Ross
Byliśmy w samochodzie. Nie mam ochoty na imprezowanie. Nie mam z kim. Zanim się spostrzegłem usłyszałem:
- To tu.- powiedziała Rydel. Wyszliśmy z samochodu. - A teraz uśmiech poproszę, bo wypłoszysz ludzi.- dodała. Uśmiechnąłem się sztucznie. Popatrzyła na mnie miną "żartujesz sobie ze mnie." Pociągnęła mnie za rękę. Weszliśmy. Wow. Byłem w szoku. Wisiał tam wielki napis Happy birthday Ross. Mimowolnie uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Wszyscy patrzyli na mnie.
- zaskoczony?- Zapytała Raini.
- Troszeczkę.- powiedziałem.
- A jesteś gotowa na jeszcze większą dawke szoku.- zapytał ktoś z tyłu. Znam ten głos. Ten śliczny lekki głosik. Nie mogłem uwierzyć, że to naprawdę ona. Odwróciłem się. Zobaczyłem piękną jak zawsze Laure. Rzuciliśmy się sobie na szyje.
- Kiedy? Jak?- Zacząłem pytać.
- Wczoraj. Samolotem- odpowiedziała śmiejąc się jak ja tęskniłem za tym uśmiechem.
-Dobra dobra dobra. Koniec tego, bo rzygam tenczą.- Powiedział Rocky. Oderwaliśmy się od siebie.
- To może czas na prezent?- Powiedziała Rydel- Ten jest od nas- dodała podając mi dwa pudełeczka. Jedno małe drugie duże. Niepewnie otworzyłem małe. Zobaczyłem naszyjnik w kształcie piórka do gitary z logiem naszego zespołu. Znów miałem uśmiech na twarzy. Otworzyłem drugie, większe. Była tam bluza cała czarna z logiem R5.
- Mówiłem wam kiedyś, że was uwielbiam.- Wszyscy zaśmiali się. I powstał grupowy uścisk.
* kilka godzi później*
Wszyscy bawią się w najlepsze. Riker tańczy teraz z Ness. Hymm nawet fajnie razem wyglądają. Podeszła do mnie Laura.
- A gdzie zgubiłaś Rydel?- zapytałem.
- No właśnie.- powiedziała smutna. Zaniepokoiłem się.- Poszłyśmy razem do łazienki. Ale tam spotkałyśmy kogoś. Był tam Ell ze swoją dziewczyną, całowali się. Rydel wybiegła z płaczem na zewnątrz. Byłam u niej ale powiedziała, że chce być sama.- Nic nie mówiąc wstałem z miejsca. Zatrzymał mnie Rocky. Już drugi raz w tym tygodniu To robi się dziwne.
- Pozwól mi pobawić się w brata.- powiedział i ruszył w stronę wyjścia.
-A temu co? Czy coś się wydarzyło pod moją nieobecność?- zapytała Laura wskazując palcem na Rockiego.
- Sam tego nie ogarniam- Patrzyliśmy ze zdziwionymi minami na odchodzącego Rockiego.
Rocky
Aż sam sie sobie dziwie, że jestem taki pomocny. Ale mam dość patrzenia jak Rydel się męczy. Całe życie pomaga innym, a dla siebie nie ma czasu. Dotarłem do wyjścia. Nie wiedziałem, że ten klub jest tak duży. Na schodach siedziała Zapłakana Rydel. Usiadłem obok i ją przytuliłem.
- Jak się trzymasz siostra?- nic nie odpowiedziała, tylko wtuliła się mocniej we mnie. - Rydel daj spokój. Ja jestem facetem, ale wiem, że nie ma po co płakać dla faceta.- próbowałem ją pocieszać.
- Myślisz?- zapytała.
-No pewnie. Rydel jesteś śliczna, a tu jest wiele, a nawet mnóstwo facetów, fajnych facetów. Idź i się baw. Nie patrz na Ell'a. Olej go i tą jego dziewczyne. I tak więcej niż tydzień ze sobą nie wytrzymają. Weź wytrzymaj z Ell'em.- Zaśmiała się. Poprawiła sie i usiadła prosto. Wytarła łzy.
- Masz racje. Pieprzyć facetów idę się bawić-
- nie do końca o to mi chodziło, ale dobrze myślisz- uśmiechnąłem się. Wstałem i podałem jej rękę. Zachęciłem ją ruchem głowy. Wstała i wróciliśmy na sale.
********************************************************************************
Wiem, wiem przepraszam. Miałam dodać rozdział wczoraj, ale nie wszystko poszło po mojej myśli. Jeszcze raz przepraszam i zachęcam do komentowania. Następny rozdział będzie we wtorek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz